Znane osoby

Witek Muzyk Ulicy śmierć – czy uliczne rytmy przegrały z chorobą serca?

Gdy w styczniu 2024 roku media obiegła informacja o nagłej śmierci Witka Muzyka Ulicy, fani zamarli w niedowierzaniu. Artysta, który przez lata rozgrzewał zimne warszawskie chodniki swoim akordeonem, odszedł w wieku 42 lat. Jego życie, pełne kontrastów i muzycznych uniesień, stało się przedmiotem gorących dyskusji. Czy uliczny tryb życia i choroby były cichymi zabójcami geniusza? A może to właśnie muzyka dała mu więcej, niż zabrała?

Od handlowca do ulicznego barda – jak Witek podbił serca Warszawy?

Witold Mikołajczuk, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, zaczynał jako… handlowiec w Toyocie. Paradoks? Być może. Zanim jednak zacząć grać na akordeonie, sprzedawał samochody, a później prowadził firmę poligraficzną. Dopiero w 2016 roku, gdy opublikował w sieci utwór „Gram dla Was”, jego życie nabrało rumieńców. Uliczne występy, często boso, z gitarą lub akordeonem, stały się jego znakiem rozpoznawczym. Warszawiacy przystawali, klaskali, a YouTube’owe statystyki rosły jak szalone – dziś jego kanał ma ponad 2,5 miliona wyświetleń. Czy ten samouk spodziewał się, że trafi nawet na scenę Pol'and'Rock Festival? Pewnie nie. Ale w końcu – czy ulica kiedykolwiek daje gwarancje?

Czy uliczny tryb życia przyspieszył jego odejście?

Oficjalna przyczyna śmierci? Niewydolność krążeniowo-oddechowa wywołana zawałem serca. Lekarze wskazują na nadciśnienie i cukrzycę, ale fani pytają: czy winna jest też „muzyczna niepewność”? Witek żył w ciągłym ruchu – między chodnikiem a studiem nagraniowym, między aplauzem tłumu a samotnością artysty. Stres, nieregularne posiłki, noce spędzone na komponowaniu… To nie scenariusz dla kardiologa. A jednak – nawet wiedząc o chorobach, planował nową płytę i trasę. Czy finansowa niepewność ulicznych artystów to cichy zabójca polskiej sceny?

Co pozostawił po sobie Witek Muzyk Ulicy?

Gdyby spytać przechodniów spod Pałacu Kultury, odpowiedzieliby: „hałas, który miał sens”. Jego piosenki, mieszanka folku, rocka i punku, często dotykały tematów niewygodnych – wykluczenia, polityki, codziennych walk. Po jego śmierci kondolencje płynęły nie tylko od fanów, ale i gwiazd estrady. A co z materialnym dziedzictwem? Dwa albumy, setki nagrań z ulicznych performansów i… pytanie: czy Polska docenia artystów, którzy wolą chodnik od czerwonego dywanu? Witek udowodnił, że muzyka uliczna nie musi być „podrzędnym gatunkiem”. Może właśnie dlatego jego bose stopy odcisnęły tak głęboki ślad.

Uliczny poeta czy ofiera systemu? – paradoksy życia bez filtra

Witek nigdy nie bał się paradoksów. Handlowiec, który gardził konsumpcjonizmem. Diabetyk, który jadł byle co, byle szybko. Artysta, który zdobył festiwalowe sceny, ale wciąż wracał pod Złote Tarasy. Jego śmierć to nie tylko kres człowieka, ale też symboliczny koniec pewnego rozdziału w kulturze. W czasach, gdy streaming wypiera bezpośredni kontakt, Witek uparcie grał „twarzą w twarz”. Czy jego historia to przestroga? A może dowód, że prawdziwa sztuka zawsze znajdzie drogę – choćby przez miejskie kratki ściekowe?